• Marysia

        •  

           

          Nazywam się Marysia Koźlakowska i niedługo skończę 13 lat. Interesuję się kulturą Azji, szczególnie Japonii. Uwielbiam rysować japońską Mangę oraz oglądać programy o teoriach spiskowych.

          W wolnym czasie piszę opowiadania i wiersze. Już gdy miałam kilka lat, wymyślałam opowieści i prowadziłam pamiętniki.

          Inspirację do tworzenia czerpię z obserwacji otaczającego mnie świata pełnego nieodkrytych tajemnic. A czasami zdarza mi się napisać zabawne, rymowane historie…

           

          Maria Koźlakowska

          klasa 8c

           


           

          Kolory miesięcy

          Każdy miesiąc roku kojarzy mi się z różnymi kolorami. Barwy przywodzą mi na myśl wiele miłych, ale również tych mniej przyjemnych wspomnień. Wszystkie jednak są niezwykłe i niepowtarzalne.

          Szczególne miejsce w moim sercu zajmuje październik. Złota polska jesień ukazuje swe piękno w całej swej krasie. Z drzew zaczynają spadać liście w ciepłych odcieniach czerwieni, żółci oraz brązu i pomarańczy. Często jest piękna pogoda, słońce jeszcze radośnie świeci, dodatkowo podkreślając urodę mieniącej się złotem przyrody. Taka aura kojarzy mi się w weekendowymi spacerami rodzinnymi w Łazienkach Królewskich. Te chwile, tak jak opadające liście, mają kolor gorącej czekolady, ciasteczek korzennych, rozgrzewającej herbaty
          z pomarańczą i goździkami oraz czerwonego wina, którym podczas niedzielnych obiadów częstowała moich rodziców babcia… Niestety, ten wyjątkowy miesiąc zabrał mi też niedawno tę Moją Ukochaną Osobę…

          Listopad nie kojarzy mi się zbyt dobrze. To czas, gdy robi się znacznie zimniej. Drzewa pozbawione są liści, staje się szaro i ponuro. Wciąż wieje i często pada. Przygnębiająca czerń i szarość widoczne są wszędzie na ulicach. Smutne, zapłakane niebo, niezadowoleni i zziębnięci ludzie w swoich czarnych i szarych płaszczach oraz kaloszach, schowani pod ciemnymi parasolami. Listopad bez wątpienia ma barwę brunatną. Odrobina koloru, jaką pamiętam z tego okresu,
          to wrzosy, białe i żółte chryzantemy oraz czerwone znicze na pomnikach w dniu Święta Zmarłych…

          Grudzień natomiast to zdecydowanie czerwień i złoto, czyli kolory świątecznego, radosnego nastroju – duże czerwone bombki oraz lśniące złote łańcuchy na choince. Torebki i opakowania  na prezenty również są złoto-czerwone.  I moja ukochana potrawa wigilijna – czerwony barszcz z uszkami. To także cynamonowe pierniczki ozdobione białym, różowym i niebieskim lukrem, kolorowe wypieki oraz wymyślne świąteczne dania przygotowane przez moją mamę. Ale grudzień to również usłany śnieżną bielą krajobraz. To śnieg lśniący niczym srebrna biżuteria, która rozsypała się dookoła. To obsypane płatkami śniegu, niczym delikatnymi, puszystymi piórkami, gałęzie choinek. To pokryta śnieżną kołdrą ziemia.

          Styczeń to moim zdaniem jeden z bardziej barwnych miesięcy, mimo że nadal trwa zima. Kojarzy mi się z ogłaszającymi Nowy Rok fajerwerkami w odcieniach różu, zieleni, błękitu oraz fioletu. To również czas wesołych zabaw karnawałowych i wielobarwnych kreacji, kolorowych świateł na balach
          i dyskotekach oraz wymyślnych kostiumów i masek. Styczeń to dla mnie zabawa we wszystkich kolorach tęczy.

          Luty to w mojej rodzinie wspomnienie beztroskich ferii w Zakopanem. To białe stoki gór, nasze neonowe – żółte, zielone, pomarańczowe oraz różowe stroje narciarskie i niebieska kolejka krzesełkowa, którą wjeżdżamy zawsze na stok. Ale to także ciepłe, przytulne wnętrza góralskich chat, bursztynowy kolor herbatki rozgrzewającej po zimowych szaleństwach,  blask ognia w kominku oraz ludowe stroje góralek, czyli białe koszule, czerwone korale i zielone suknie bogato zdobione pąsowymi różami.

          W marcu z kolei, zgodnie z przysłowiem, pogoda jest zmienna i wraz z nią zmienia się krajobraz. Czasami jest szaro i ponuro, innym razem pierwsze promienie złocistego słońca sprawiają, że błękit nieba lśni w kałużach. Białe przebiśniegi, fioletowe krokusy oraz żółte żonkile wyłaniające się spod resztek przybrudzonego, białego śniegu oraz szarość porannej mgły – oto, jakie skojarzenia przywodzi mi na myśl marzec.

          W kwietniu zaczyna się prawdziwa wiosna. Przyroda budzi się do życia, wszędzie jest zielono. Świeża trawa przeplata się z żółtymi i czerwonymi tulipanami oraz fioletowymi sasankami. W tym czasie najbardziej rzuca  mi się w oczy błękit bezchmurnego nieba, kojarzący mi się z bezkresnym, turkusowym oceanem. Kwiecień to również żółty kurczaczek wielkanocny, szare bazie, zielony bukszpan, biały baranek i pastelowe pisanki w moim koszyczku wielkanocnym…

          Maj jest wyjątkowym miesiącem. Kojarzy mi się z kolorem kwitnącej wiśni, której niepowtarzalne, białe i różowe, płatki rozsypane są pod moim balkonem. Uwielbiam ich upajający zapach. W tym miesiącu często wychodzę na spacery
          i z zachwytem obserwuję nasycone soczystą , świeżą zielenią trawę oraz pąki
          i liście drzew. Liliowe bzy, kremowe kwiaty kasztanowca oraz przepyszne lody
          w kolorze i o smaku mango – oto maj, jaki mnie zachwyca.

          Czerwiec ma kolor mojej szkoły, pamiątek z wycieczek oraz placu zabaw w parku tonącym  w zieleni oraz kolorowej waty cukrowej.  Miesiąc ten jest też
          w barwach mojego biało-czarnego stroju galowego, niebieskiego świadectwa
          z czerwonym paskiem oraz nagród, które dźwigam po zakończeniu roku szkolnego do domu. Z czerwcem kojarzą mi się również  gofry z czerwoną frużeliną i sosem karmelowym, na które zabierają mnie rodzice w nagrodę za dobre oceny…

          Wreszcie lipiec i sierpień – czas atrakcji oraz moich urodzin. To nieskazitelny błękit nieba oraz turkus morza, złoto piasku i słońca oraz białe i różowe balony urodzinowe. To biały tort lodowy z kolorowymi owocami oraz brązowym sosem czekoladowym. To wakacje – barwy szczęścia beztroskich chwil, czyli wszystkie kolory tęczy…

          I znów wrzesień… Powrót do szkoły… Miesiąc ten to w mojej wyobraźni biało-czarne stroje galowe, biel i czerwień sztandaru szkoły, kolorowe plecaki , deskorolki, rowery i ubrania dzieci zdążających na  lekcje…

          I tak oto mijają kolejne miesiące. Każdy z nich jest jedyny w swoim rodzaju, barwny i interesujący, wyjątkowy i niepowtarzalny. Każdy wprawia nas w inny nastrój, ale bez wątpienia warto przeżywać te wszystkie chwile, starając się lepiej zrozumieć otaczający nas świat.

           

          Co za czasy, co za obyczaje

          - No to ja pojadę stąd autobusem.
          - Chciałaś powiedzieć, siostrzyczko, omnibusem - sprostowała Ewita.
          - Omnibusem? A co to takiego?
          - Jak to? Nigdy o nim nie słyszałaś? To w naszych czasach powszechny środek transportu, znany w większości dużych miast Europy.
          - Ach, chyba już sobie przypomniałam. To taki rodzaj tramwaju, tylko, zamiast po torach, jedzie ciągnięty przez konie. Racja... A dokąd nim pojedziemy? - niecierpliwiła się Anda.
          - Zapraszam cię do mojego domu, kochanie. Widzę, że jesteś zdezorientowana podróżą w czasie i czuję, że muszę ci co nieco opowiedzieć o realiach, w jakich się znalazłaś.
          - No nie, znowu będziesz przynudzać? - Anda domyślała się, co ją czeka.
          - Przyda ci się trochę edukacji na początek. Chciałabym ci pokazać mój świat i wprowadzić na salony. A uwierz mi, życie towarzyskie jest ściśle podporządkowane konwenansom.
          - Konwe... czemu? - wykrztusiła Anda.
          - Konwenanse to obowiązujące w danym środowisku normy zachowania w danej sytuacji, głuptasku. Jeśli nie będziesz na nie zważać, będzie to oznaczało, że ignorujesz społeczne ustalenia. A na to dobrze urodzona panienka nie może sobie pozwolić - próbowała pouczyć siostrę Ewita.
          - Czemu jesteś taka sztywna? - nie mogła się nadziwić Anda. Wtem ujrzała stoisko z kwiatami.

          - Panie kierowco, przepraszam, proszę się zatrzymać! Wyskoczę tylko kupić bukiecik! - wrzasnęła, a wszyscy pasażerowie wymienili zgorszone spojrzenia.

          - Co jest? Powiedziałam coś nie tak? - Anda oblała się rumieńcem i poczuła, że robi się jej gorąco.
          - Ando, na litość boską... - szepnęła Ewita, po czym rozłożyła swój wachlarz i zaczęła się nim wachlować, jakby chciała się za nim schować przed wścibskimi spojrzeniami siedzących w omnibusie osób. Nawet Anda zauważyła ich dziwne uśmieszki i szepty.
          - Ando, co za faux pas... - oznajmiła zza wachlarza Ewita, wyraźnie zdegustowana. - Niewyobrażalne i zarazem niedopuszczalne jest, aby moja siostra prezentowała tak nieokrzesane zachowanie. Twoja nieznajomość etykiety może narazić na szwank moją reputację. Nie możemy dopuścić, moja droga, aby w kręgach spotykającej się z nami elity zaczęto plotkować na nasz temat, ponieważ ja mogłabym zostać wykluczona z towarzystwa, a ciebie czekałoby nawet staropanieństwo.
          - Daj spokój, aleś ty zacofana - zaprotestowała Anda. - W moim świecie nie ma takiego ubezwłasnowolnienia. Kobiety wcale nie muszą wychodzić za mąż. Są wolne i niezależne od mężczyzn. Mogą robić, co chcą i kiedy chcą. Ja na przykład wcale nie chcę wyjść za mąż. Będę podróżować, zwiedzać świat, bawić się. Sama. Nie potrzebuję do szczęścia faceta. Jestem wykształcona i...
          - A w moim świecie... - przerwała jej Ewita - nie przywiązujemy tak bardzo uwagi do tego, czy kobieta jest oczytana i mądra. Przede wszystkim ma być przyzwoita i wierna mężowi.
          - Nie wytrzymam - Anda nie wierzyła własnym uszom. - Zaraz dostanę zawału i będzie potrzebny lekarz!
          - U nas mówi się: konsyliarz. Musisz wiedzieć, słoneczko, że w czasach, w których się znalazłaś, kobietom nie przystoi również samym spacerować, chodzić do kawiarni lub na bale. Może to się odbywać wyłącznie w towarzystwie kogoś z rodziny, męża lub guwernantki.
          - O, to zupełnie jak w moich czasach takie na przykład Arabki w Dubaju - zauważyła Anda. - Krótko mówiąc - zacofanie. I co, może jeszcze powiesz, że nie należy z tym lub z tamtym rozmawiać, bo jest się wyżej urodzonym?
          - Oczywiście. Przestrzeganie etykiety jest bezwzględnie konieczne, jeśli należysz do elity. Nie należy spoufalać się z osobą z niższej klasy społecznej. Dam ci do przestudiowania poradnik z propozycjami gotowych pogawędek. Są tam zapisy dotyczące nie tylko kultury wypowiedzi.
          - Uff, ale gorąco... Nie za ciepło ci w tej obszernej kiecce? A tak w ogóle, to jesteś jakaś blada.
          - Moja droga, ta suknia to najnowsza moda prosto z Paryża. Niepodążanie za modą w moich czasach jest nie do przyjęcia. Każdy dobrze urodzony człowiek stara się być na bieżąco z obecnymi trendami. Jeśli zaś chodzi o moją bladą cerę, no cóż... Opalenizna jest charakterystyczna dla chłopów, przekupek i robotnic. Dlatego my, arystokratki, chronimy lica przed słońcem, nosząc parasol. W dobrym tonie jest również, aby ręce damy były czymś zajęte. Najczęściej trzymamy w dłoniach wachlarz, chusteczkę lub ozdobny woreczek - wyjaśniła Ewita.
          - Ale wiesz, co? - wtrąciła Anda. - Zazdroszczę ci super talii. Ja pocę się na siłowni, ćwiczę brzuszki, biegam, a i tak daleko mi jeszcze do twojej figury.
          - Och, kochanie, w tajniki dbania o urodę również cię niedługo wprowadzę. Tak między nami, talia jest trochę przekłamana. Taką iluzję pomaga mi stworzyć gorset. Każda współczesna dama dba o to, aby talia była jak najwęższa.
          - To chyba musi być potwornie niewygodne. Jak ty możesz się w tym poruszać?
          - Och, mój aniołku, nie możesz na to zważać. Należy się uśmiechać, stąpając delikatnie i z gracją. Póki co, nie możemy zmienić fasonu garderoby, gdyż wystawiłybyśmy się na pośmiewisko.
          - Eh... Widzę, że pod pewnymi względami świat nie zmienił się na przestrzeni wieków. W moim świecie ludzie zachowują się podobnie. Tak samo, jak tutaj, pragną się wyróżnić, podkreślić swoją wyższość, dowartościować się, pragną być akceptowani - podsumowała filozoficznie Anda.
               Wtem omnibus zatrzymał się przed elegancką, okazałą kamienicą. Kiedy wysiadały, woźnica podał rękę Andzie i jej starszej siostrze.
          - Nie mów, że to twoja chata! - Anda oniemiała z wrażenia na widok bogato zdobionego budynku.
          - Owszem. No, ale już tak się nie dziw. Chodźmy. Zapraszam do środka - Ewita wskazała ręką drzwi wejściowe.
          - O rany... - Anda nie kryła zaskoczenia. -  Ale tu przepych! W moich czasach to się nazywa styl glamour. Wow! Ale piękny pokój! Bardzo kobiecy! To dziwne, ale ostatnio oglądałam takie pomieszczenia na zdjęciach w jednym z magazynów wnętrzarskich ... - zauważyła.
          - Miło mi, że ci się podoba. Współczesna arystokracja jest zafascynowana Francją. Stamtąd też taki trend.
          - Śliczny świecznik - Anda z zaciekawieniem przyglądała się po kolei wszystkiemu.
          - Co takiego? - nie zrozumiała Ewita. - Ach, masz na myśli lichtarz?
          - Lichtarz, zapamiętam - uśmiechnęła się Anda. - Och, co ja tu widzę... Biżuteria w stylu art deco. Też mam podobną w domu. Serio. Papierośnica? Ty palisz? To chyba szkodzi na cerę, co? - droczyła się Anda. - Co my tu jeszcze mamy...? Haftowany portfelik, wachlarz, lornetka, puderniczki... O, ekstra rękawiczki! - przeglądała bibeloty siostry.
          - Te rękawiczki też mają swoją specjalną nazwę: mitenki. To również postaraj się zapamiętać.
          - Siostra, ależ masz imponującą kolekcję perfum! - Anda aż krzyknęła z zachwytu.

          - Ich woń unosi się w tym całym pokoju. Naprawdę, cudnie tu pachnie.
          - Kochanie, to pomieszczenie nazywamy buduarem. Każda kobieta w tych czasach ma taką swoją świątynię dumania, która świadczy o charakterze i guście właścicielki - wyjaśniła Ewita. - A te wszystkie drobiazgi to prezenty od rodziny i przyjaciół domu.
          - Powiem ci, siostrzyczko, że podoba mi się w twoim świecie. Mam wrażenie, że jest o wiele barwniejszy, niż mój. Chętnie zatrzymam się w nim na dłużej.

               Nagle coś zazgrzytało. Siostry spojrzały na toaletkę. Stojący na niej pozłacany zegar poruszył się i jego wskazówki zaczęły obracać się z coraz większą szybkością. Andzie zaczęło się kręcić w głowie...