• Świąd – pamiątka z wakacji

        • Prezentacja: "Wszawica jako problem społeczny"

          Świąd – pamiątka z wakacji

          Mateusz Paulo, Medycyna Praktyczna, Konsultowali dr Maria Wesołowska, parazytolog; dr med. Adam Reich, dermatolog

          Wyjazdy wakacyjne, a zwłaszcza letnie kolonie dla dzieci, sprzyjają zakażeniom świerzbowcem i wszami – wie o tym większość rodziców, choć paradoksalnie przeczą temu informacje z raportów PZH. Można w nich było wyczytać, że większość zgłoszeń rejestrowano w miesiącach zimowych. Można było, bo począwszy od 2009 roku wszawica i świerzb zniknęły z listy chorób zakaźnych, podlegających obowiązkowemu zgłoszeniu. Nie ma nowych raportów dotyczących tych dwóch chorób i – jak twierdzą eksperci – bardzo dobrze, bo ich wiarygodność była praktycznie żadna.

          Nie wiemy nic, bo tak lepiej

          W wydanym wspólnie przez NIZP-PZH oraz GIS raporcie za 2008 rok odnotowano 2653 przypadki wszawicy, a przypadków świerzbu było kilkakrotnie więcej, bo ponad 11 000. Jeśli spojrzymy na raporty z lat wcześniejszych, widać dużą tendencję wzrostową; przykładowo w 2004 roku zgłoszono zaledwie 529 przypadków wszawicy. Dlaczego w takim razie zrezygnowano z dalszego raportowania tych chorób? – Wprowadzenie od 2002 r. ustawowego obowiązku zgłaszania wszystkich przypadków wszawicy do inspekcji sanitarnej było zupełnym nieporozumieniem! Z pewną ulgą przyjąłem fakt, że ustawa z grudnia 2008 roku zniosła ten obowiązek – mówi Mirosław Czarkowski z NIZP-PZH w Warszawie. – Nie musimy już publikować danych, o których wiemy, że nie są wiarygodne. Obowiązek zgłaszania spoczywał tylko na lekarzach, a wszawicę najczęściej wykrywały pielęgniarki szkolne, którym przepisy nie pozwalały na zgłaszanie takich przypadków. Dane z nadzoru całkowicie rozmijały się z rzeczywistością. Nieuzasadnione było również jednostkowe, obowiązkowe zgłaszanie do inspekcji każdego przypadku świerzbu, bo choroba nie jest niebezpieczna, ani nie stanowi większego obciążenia dla pacjenta czy społeczeństwa – dodaje Czarkowski. Rozpowszechnienie wszawicy czy świerzbu powinno być monitorowane, ale innymi metodami. Podobnego zdania jest Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego.

          – W porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej mamy jeden z najdłuższych katalogów chorób zakaźnych, podlegających rejestracji. Trzeba pamiętać, że prowadzenie tych statystyk kosztuje. Lekarz musi wysłać informację o każdym nowym przypadku choroby zakaźnej, ktoś musi takie zgłoszenie przyjąć, opracować i włączyć do raportu. Można to łatwo przeliczyć na czas pracy lekarzy, a tym samym na złotówki – przekonuje Bondar.

          Bez zgody ani rusz

          Problem wszawicy jest w ostatnich latach szczególnie niepokojący w szkołach. Jeszcze kilka lat temu, przynajmniej dwa razy do roku, zwłaszcza po powrocie uczniów z wakacji, pielęgniarka szkolna wykonywała rutynowe kontrole głów dzieci. Zmieniło się to za sprawą publikacji stanowiska Instytutu Matki i Dziecka z dnia 29 listopada 2004 r. w sprawie kontroli czystości uczniów przez pielęgniarki i higienistki szkolne. W myśl tego dokumentu odstąpiono od rutynowych kontroli głów dzieci, ponieważ – jak czytamy – sposób realizacji tego badania budził wiele kontrowersji i naruszał poczucie godności uczniów, a ponadto nie prowadził do poprawy czystości uczniów z uwagi na znikome możliwości naprawcze. W myśl nowych przepisów lekarzowi, pielęgniarce, ani nauczycielowi nie wolno przeprowadzać publicznie kontroli czystości uczniów. Kto w takim razie powinien takie kontrole prowadzić? – Za dzieci powinni być odpowiedzialni rodzice, a pielęgniarka w szkole jest i powinna pozostać jedynie swego rodzaju drogowskazem. Na zebraniach z rodzicami prowadzimy edukację i tłumaczymy, że badanie głowy dziecka należy wykonać raz w tygodniu. Uczymy też, jak takie badanie należy wykonać. Ingerujemy tylko wtedy, kiedy mamy odpowiednie zgłoszenie oraz zgodę rodziców na przeprowadzenie badania – tłumaczy Małgorzata Wojciechowska, prezes Krajowego Stowarzyszenia Pielęgniarek Medycyny Szkolnej.

          Strach przed brudnym pacjentem

          Podczas gdy w szkołach podstawowych i gimnazjach co pewien czas wybucha epidemia wszawicy, w szpitalach zdarzają się ataki świerzbowca. Tak było w kwietniu br. na oddziale neurologii SPSK nr 4 w Lublinie. Objawy początkowo zaobserwowano u jednej z pacjentek, ale kiedy sytuacja wymknęła się spod kontroli, szpital musiał wstrzymać przyjęcia i odwiedziny. Zdaniem Anny Bernaszuk, kierownika Działu Nadzoru Sanitarno -Epidemiologicznego w SPSK nr 4 w Lublinie – sytuacja, z jaką spotkał się jej szpital, nie była nadzwyczajna, choć rzeczywiście nie zdarza się często. Jej zdaniem nie tylko szpital w Lublinie borykał się z takimi problemami, a podobne ogniska epidemiologiczne pojawiają się kilka razy do roku w każdym szpitalu.

          Jeden z wrocławskich szpitali opiekował się w ostatnim czasie kilkoma pacjentami z bardzo zakaźną odmianą świerzbu norweskiego, który bez trudu przeniósł się na część personelu pielęgniarskiego – wspomina dr med. Adam Reich, dermatolog z Akademii Medycznej we Wrocławiu. Zdaniem Jana Bondara, rzecznika prasowego GIS, obecność świerzbu w szpitalach świadczy dobitnie o braku przestrzegania podstawowych procedur. – W takiej sytuacji, jeśli jest co najmniej dwóch chorych ze świerzbem, szpital powinien bezwzględnie powiadomić inspekcję sanitarną. Dla niektórych pacjentów, zwłaszcza tych z obniżoną odpornością, wiąże się z to dodatkowym ryzykiem – przypomina Bondar. Ryzyko znacznie wzrasta, kiedy w szpitalu pojawia się pacjent zaniedbany, a na takich skarży się aż 70% lekarzy – informuje portal konsylium.24, skupiający ponad 11 000 medyków z całego kraju. – Problem dotyczy głównie izb przyjęć oraz przychodni lekarzy rodzinnych, gdzie prawie jedna czwarta lekarzy ma do czynienia z brudnymi pacjentami nawet kilka razy dziennie – czytamy w miesięczniku „Rynek Zdrowia”. – Niestety, częściej mamy do czynienia z pacjentami brudnymi niż czystymi. Najpierw trzeba ich odwszawić, zlikwidować świerzb i umyć, a dopiero potem leczyć na właściwą chorobę – komentuje te doniesienia dr Maciej Hamankiewicz, przewodniczący Śląskiej Izby Lekarskiej.

          Rozwiązanie tej sytuacji podpowiada Jan Bondar, rzecznik prasowy GIS, choć w tym wypadku nie dotyczy to bezpośrednio świerzbu. – Niektóre z towarzystw naukowych postulują wprowadzenie obowiązkowych audytów. Chodzi o to, aby przykładowo pacjentka przyjmowana na oddział ginekologiczno- położniczy była poddawana obowiązkowemu badaniu na obecność najgroźniejszych patogenów. Dzięki takiemu audytowi szpitale będą wiedziały, jak postępować z poszczególnymi pacjentami oraz unikną wielu odszkodowań za rzekome zakażenia szpitalne. Propozycję dotyczącą audytu pacjentów na oddziałach szczególnego ryzyka będziemy chcieli wdrożyć w przepisach wykonawczych do ustawy o chorobach zakaźnych – zapowiada Bondar. Propozycja, choć ciekawa, może godzić w prawa pacjenta do zachowania prywatności, a jednocześnie może doprowadzić do stygmatyzacji osób zakażonych. Obecnie, jeśli jednostka opieki zdrowotnej przestrzega wszystkich standardów dezynfekcji i sterylizacji, zasad opieki nad chorym, a także odpowiednio to odnotowuje, może czuć się zasadniczo zabezpieczona przed pozwami o zakażenie.

          Z pasożytem w chowanego

          Zdecydowanie najłatwiej zdiagnozować wszawicę, bo dorosłe osobniki widoczne są gołym okiem i wyglądają jak „ziarenka sezamu”. Zobaczyć można także gnidy, czyli jaja wszy, które wyglądem przypominają łupież, jednakże w przeciwieństwie do łupieżu nie są łatwo usuwalne. Są przytwierdzone do włosa specjalną wydzieliną. Wszy głowowe można najczęściej znaleźć za uszami i z tyłu głowy, tuż nad karkiem. Bardzo istotnym objawem, który może nasuwać nam podejrzenie, że mamy do czynienia z wszawicą, jest częste drapanie się w głowę, zwłaszcza u dzieci. – Wskutek drapania powstają przeczosy, a nawet nadżerki i rany. To jest dużo poważniejszy problem niż sama wszawica i często taki pacjent potrzebuje dodatkowej opieki – tłumaczy dr Adam Reich. Znacznie trudniejsze jest rozpoznanie świerzbu, bo objawy pojawiają się najczęściej dopiero w miesiąc po zakażeniu. Choroba manifestuje się dokuczliwym świądem i zmianami skórnymi w postaci przeczosów, grudek i plam. Świąd nasila się w nocy, po kąpieli, na skutek rozgrzania i uczynnienia świerzbowców, które zwykle lokalizują się tam, gdzie skóra jest delikatniejsza: na pośladkach, w okolicy nadgarstków, na bocznych powierzchniach palców, w naturalnych fałdach skóry, w okolicach pępka, brodawek sutkowych, na worku mosznowym i u nasady członka u mężczyzn oraz w okolicy narządów płciowych u kobiet. Wykwity i wypryski wywołane przez te roztocza mogą powodować wysypkę pęcherzykową. Świerzbowce z reguły omijają okolicę międzyłopatkową oraz twarz – wyjątkiem jest świerzb norweski, który zajmuje całą powierzchnię ciała. Ciekawostką jest to, że u dzieci świerzb lokalizuje się głównie na dłoniach i podeszwach stóp.

          Aby mieć absolutną pewność, że pacjent choruje na świerzb, należy potwierdzić obecność pasożyta na skórze. Nie każdy lekarz ma jednak czas i doświadczenie, aby pobrać zeskrobiny, przygotować preparat i zbadać go pod mikroskopem, dlatego dużym ułatwieniem jest potwierdzenie obecności pasożyta w badaniu dermatoskopowym. Powiększenie 10-krotne skóry pozwala uwidocznić korytarze, które przeważnie przybierają szaroczarny kolor, bo są wypełnione kałem i jajami. Wykrycie pasożyta nie jest jednak warunkiem koniecznym do rozpoczęcia leczenia. – Rozpoznanie świerzbu może być postawione wyłącznie na podstawie objawów klinicznych. Szczególnie w przypadkach typowych jest to zupełnie wystarczające badanie – przekonuje dr Adam Reich.

          W ostatnich latach bardzo modny, choć wciąż mało poznany, stał się temat nużycy – choroby wywoływanej przez nużeńce, czyli pajęczaki z rzędu roztoczy, pasożytujące głównie w torebkach włosowych i gruczołach łojowych, zwłaszcza rzęs i okolic twarzy. Nużeńce mają obły kształt przypominający cygaro i zaledwie 0,30–0,38 mm długości, dlatego widoczne są jedynie pod mikroskopem. Inwazja tego pasożyta zwykle nie wywołuje poważnych objawów chorobowych, a jedynie u niektórych osób może prowadzić do zapalenia gruczołu łojowego lub mieszka włosowego, uniemożliwiając wydzielanie łoju. Może to prowadzić do tworzenia się stanów zapalnych, bolesnych ropni, złuszczania się naskórka, brunatnych przebarwień na skórze, uczucia suchości skóry oraz skrócenia i łamliwości rzęs. Wrażliwe osoby mogą też odczuwać lekkie swędzenie skóry w miejscach przebywania nużeńców, zwłaszcza gdy te aktywnie wnikają w głąb mieszka lub gruczołu łojowego. Samo stwierdzenie obecności pasożyta nie jest jednak równoznaczne z oznaką choroby. – Nużeniec jest patogenem, który bytuje u bardzo wielu ludzi, nie powodując przy tym jakichkolwiek objawów chorobowych. Jedynie u  niewielkiej grupy pacjentów możemy obserwować pewne dolegliwości, zwłaszcza jeśli pasożyt będzie się nadmiernie rozmnażał. Trzeba być ostrożnym zwłaszcza w przypadku pacjentów, którzy mają tzw. fobię pasożytniczą. Jeśli taki pacjent wykona badanie na obecność nużeńca i  wynik będzie pozytywny to automatycznie utwierdzi się w przekonaniu, że cierpi na poważną chorobę pasożytniczą. – przestrzega dr Adam Reich.

          Lekarz czy farmaceuta

          Szczególnie łatwa do wyleczenia jest wszawica głowy. W większości przypadków wystarczy nawet jednorazowe (dla pewności zabieg należy powtórzyć po tygodniu) zastosowanie szamponu, lotionu lub kremu zawierającego permetrynę lub 4-procentowy roztwór dimetikonu i cyklometikonu 5. Środki zwalczające wszy są dostępne w aptece bez recepty i dlatego większość pacjentów leczy się na własną rękę, rezygnując z wizyty u lekarza. Większych trudności nie sprawia też leczenie świerzbu, ale tylko wtedy, gdy pacjenci i osoby mające z nimi bliski kontakt skrupulatnie przestrzegają zaleceń dotyczących leczenia. Samice świerzbowca mogą przeżyć poza skórą człowieka do 10 dni, dlatego zarazić można się nie tylko przez kontakt bezpośredni, ale także przez używanie wspólnej pościeli lub ręczników. Opisane są nawet przypadki, w których do zarażenia doszło poprzez samo dotykanie przedmiotów wcześniej dotykanych przez osobę chorą.

          Do niedawna leczenie świerzbu w Polsce było utrudnione z uwagi na wycofanie wielu skutecznych preparatów. Jednym z nich był Lindan, który miał potencjalnie działanie nefrotoksyczne. Później wycofywano kolejne leki i przez pewien czas na polskim rynku nie było niczego poza Krotamitonem. Dopiero od maja br. na polskim rynku dostępne są preparaty na bazie permetryny, którymi bez trudu można wyleczyć niemal wszystkie przypadki świerzbu. Wciąż brakuje natomiast leków doustnych, skutecznych w szczególnie ciężkich i niepoddających się leczeniu przypadkach. Chodzi tutaj o iwermektynę, dostępną u naszych zachodnich i południowych sąsiadów.

          Podczas leczenia nie można zapomnieć o częstych kąpielach oraz zmianie bielizny i pościeli. Ręczniki i ubrania używane podczas choroby należy wyprać i wyprasować gorącym żelazkiem lub szczelnie zamknąć w worku i nie używać przez okres dwóch tygodni. Pacjentom należy też przypomnieć, że świąd może się utrzymywać jeszcze przez okres czterech tygodni po całkowitym i skutecznym wyleczeniu choroby.

          Opisane wcześniej nużeńce mogą przeżyć poza skórą człowieka od kilku do kilkunastu godzin, pozbycie się tych pasożytów stwarza duże problemy. Powodów jest kilka, a głównym z nich jest prawdopodobnie mała znajomość tej choroby oraz brak odpowiednich leków. Najskuteczniejsze są bowiem preparaty zawierające rtęć, które w Polsce nie są zarejestrowane. Jak dowiedzieliśmy się w Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych, producenci tych preparatów dotychczas nie starali się o ich rejestrację na polskim rynku.

          POD MIKROSKOPEM

           

            Świerzb

          • Ciało świerzbowca (Sarcoptes scabiei) ma zarys zbliżony do koła i pokryte jest poprzecznie prążkowanym, chitynowym pancerzem oraz krótkimi kolcami skierowanymi ku tyłowi, co uniemożliwia cofanie się w wydrążonym korytarzu.
          • Długie na ok. 15 mm korytarze w warstwie rogowej naskórka drążą tylko samice, larwy oraz nimfy, które przebywają zawsze na końcu korytarza i w powiększeniu są widoczne jako biały lub szary punkt.
          • W klasycznym przebiegu świerzbu na ciele jednego człowieka bytuje zaledwie ok. 15 samic świerzbowców.
          • Szczególnie ciężka i bardzo zakaźna postać świerzbu, zwana świerzbem hiperkeratotycznym lub norweskim, może wystąpić u osób w podeszłym wieku, chorych na AIDS oraz u pacjentów leczonych immunosupresyjnie lub osób chorych psychicznie. Wywoływana jest wskutek bardzo dużej inwazji świerzbowców (nawet ponad milion), które prowadzą do rozległego łuszczenia naskórka, przechodzącego w strupy i sączące się rany. Ciekawostką jest to, że świerzb norweski na ogół nie powoduje świądu.
          • Świerzbowce lepiej czują się w niższych temperaturach i są wrażliwe na niektóre grupy białek, zawarte w ludzkim pocie. W ten sposób tłumaczy się mniejszą liczbę zakażeń świerzbowcem w okresie letnim.
          • Świerzbowcem zarażone jest około 5% populacji ludzkiej. Do zarażenia dochodzi przeważnie poprzez bezpośredni kontakt, ale opisywano również przypadki zakażenia wskutek używania zanieczyszczonych ręczników lub też spania w zanieczyszczonej pościeli.

           

            Wszawica

          • U ludzi choroba dzieli się na wszawicę głowową, odzieżową – obie wywoływane przez nieco różniące się ekotypy wszy ludzkiej – i łonową – wywoływaną przez wesz łonową.
          • Wesz łonowa może występować we włosach kończyn dolnych, brzucha, pachwin, w brwiach, a nawet na rzęsach, ale nigdy nie zasiedla owłosionej skóry głowy.
          • Wesz posiada aparat gębowy typu kłującego i krótkie silne odnóża, z charakterystycznym zakrzywionym pazurem, który ułatwia wspinanie się po włosach. Wielkość dorosłego owada nie przekracza 2–4 mm.
          • Samica składa zwykle od 7 do 10 jaj dziennie przez kolejne 20 dni. Jaja, zwane gnidami, są przytwierdzane wydzieliną gruczołu cementowego do włosów, przy powierzchni skóry. W ciągu 10 dni z jajeczek wylęgają się larwy, które mają kolor białawobrązowy, a rozmiarem przypominają główkę szpilki.
          • Wszy nie skaczą i nie fruwają, potrafi ą jedynie pełzać, dlatego zarazić można się tylko przez bezpośredni kontakt z osobą chorą lub też używając jej przyborów higienicznych, takich jak grzebienie lub gumki do włosów.
          • Podczas II wojny światowej we Lwowie pod kierownictwem prof. Rudolfa Weigla produkowano szczepionki przeciwko tyfusowi, które uzyskiwano z hodowli wszy zakażonych riketsjami. W procesie produkcji udział brali karmiciele wszy – głównie osoby zagrożone ze strony okupanta, którym status karmiciela wszy umożliwiał działalność konspiracyjną.

           

            Nużyca (demodekoza)

          • Nużyca może być wywoływana przez dwa gatunki roztoczy: Demodex folliculorum – zamieszkujący mieszki włosowe i Demodex brevis – zamieszkujący gruczoły łojowe.
          • Obydwa gatunki nużeńców to podłużne pasożyty skórne o kształcie cygara, długości 0,30–0,38 mm. Na przedniej części ciała pasożyta znajdują się 4 pary „kikutowatych” kończyn, które umożliwiają bardzo powolne przesuwanie się do przodu wzdłuż włosa.
          • Nużeńce nie drążą kanałów w skórze jak świerzbowce, ani nie wysysają krwi. Stąd wywoływany przez nie świąd nie jest zbyt silny.
          • Objawy chorobowe są obserwowane znacznie częściej u kobiet. Tłumaczy się to używaniem kremów i fluidów, które tworzą przy skórze środowisko idealne dla rozwoju tych pasożytów.
          • W zarażonym mieszku włosowym może znajdować się od kilku do kilkunastu pasożytów.
          • U 59% spośród 435 studentów szczecińskiej Akademii Medycznej uczestniczących w badaniu prowadzonym w 2005 roku wykryto obecność nużeńców w rzęsach. Natomiast w badaniu przeprowadzonym w 2004 roku w ośrodku poznańskim na próbie 144 pacjentów z chorobami skóry zarażenie stwierdzono u 45%. Duży odsetek zarażonych studentów tłumaczy się korzystaniem ze wspólnych mikroskopów.
          • Pasożyt może przeżyć poza organizmem człowieka do kilkunastu godzin, a zarazić można się podczas używania zainfekowanych koców, ręczników lub poduszek.