• Różowe pianki z 6c (teraz już z 8c)

        •  

           

          Cześć,

          Chodzimy do klasy 6c (teraz już do 7c). Od początku roku piszemy ciekawe opowiadania, które możecie przeczytać poniżej. Mamy nadzieję, że wam się spodobają. 

          Na początek próbka naszych możliwości, czyli dziwne przygody Muchy Plujki.

           


           

            101 przystojniaczków, czyli z pamiętnika muchy plujki

           

          poniedziałek

          Duńska policja ma to w odwłoku. Stałam pod komisariatem kilka godzin, a oni nawet nie wpuścili mnie do środka. Jak tak można?! To była sprawa wagi państwowej. Wróciłam do domu, do swojego tygryska i próbowałam zapomnieć o całym zamieszaniu. Nie chcieli przyjąć do wiadomości, że cierpię jako mucha plujka. Mimo iż starałam się nie myśleć o swojej sytuacji, stale do niej wracałam. Postanowiłam zacząć życie od nowa i udawać, że nic się nie stało. Jeszcze tego dnia wyprowadzę się z domu i zrealizuję swoje plany.

           

          wtorek

          O poranku wyruszyłam na lotnisko i ku swojemu zdziwieniu spotkałam przyjaciółkę z dawnych dni, Izabelę Świerszczową. Okazało się, że Iza też leci do Brazylii. Miałyśmy nadzieję, że spotkamy tam same przyjazne owady. Może wreszcie zmienię swój status na Owadobooku na "W związku z jakimś przystojnym chrząszczem". Kiedy przybyłyśmy na miejsce, wybrałyśmy się do dżungli pełnej przystojniaków. Tam właśnie postanowiłam zamieszkać. Bez chwili zawahania podleciałam do najbliższego klubu i w wejściu ujrzałam Zdziśka. Wyglądał nawet dobrze. Zaprosiłam go do restauracji w hotelu Amazońska Kolacja, gdy nagle naszła mnie wielka ochota, żeby go zjeść, pam, pam, pam... Jednak wiedziałam, że nie mogę go ot tak zaatakować, a na spacer nie chciał ze mną pójść.

           

          środa

          Po solidnej drzemce zeszłam na śniadanie i znów go zobaczyłam. Przysiadłam się do jego stolika i go oplułam. W ten sposób giną ci, którzy mnie oczarowali. Po chwili był już w moim żołądku. Nagle zadzwonił telefon – to mój tygrysek pewnie zastanawia się, gdzie jestem. Nie zamierzałam odbierać, wysłałam mu tylko sms na temat mojego nowego miejsca zamieszkania. Żeby nie wzbudzać podejrzeń, wyrzuciłam telefon przez okno. Po chwili zadzwonił ponownie, więc wyfrunęłam na zewnątrz i nie zastanawiając się, kto to, odebrałam. Rozmowa nie należała do najmilszych, ponieważ mój mąż zaczął krzyczeć.

          - O co ci chodzi!? – spytałam.

          - Znalazłem twój test ciążowy, czy to moje dzieci, czy te biedne jajeczka będą miały ojca?

          - Kotek, może tak, może nie, w każdym razie z nami koniec, nie dzwoń więcej i mnie nie szukaj – powiedziałam z satysfakcją, że po trzech miesiącach go wreszcie zostawiłam.

          - Ale co będzie z dziećmi? - dopytywał.

          - Nie twoja sprawa, będzie dobrze.

          - Zobaczysz, powieszę się na pajęczej sieci lub potnę się mydłem w płynie.

          - Proszę, droga wolna – powiedziałam z ironią i rozłączyłam się.

          Byłam wściekła, ale wokół mnie było tylu przystojniaczków, że nie dało się już o tym myśleć.

          - Hej, mała, pójdziesz ze mną na dyskotekę do Prestiżu – zdziwiłam się że ktoś tak przystojny zagadał do mnie.

          - Bardzo chętnie, prowadź książę.

          Ruszyłam za nim, ale przypomniałam sobie o dzieciach. Zatrzymałam się i pomyślałam, czy alkohol nie zaszkodzi mojemu zdrowiu.

          - Słuchaj... jednak nie mogę.

          Po chwili zemdlałam. Gdy się ocknęłam, razem z Władziem jechaliśmy na białej larwie do szpitala. Nie zdążyłam się jednak mu lepiej przyjrzeć, bo właśnie dojechaliśmy. Zawieźli mnie na oddział. Po wszystkich badaniach stwierdzono, że jestem zdrowa. Ordynator oddziału zadzwonił po Władka, jednak usłuszał tylko pocztę głosową. Podszedł do mnie inny lekarz i, kręcąc palcami młynka, powiedział:

          - Była pani bliska śmierci. Dzięki nerce pana Władka Chrząszczkiewicza możemy jednak teraz rozmawiać. Niestety, mam też złą wiadomość – pan Władek nie żyje.

          Chciałam coś powiedzieć, ale żadne słowo nie chciało mi przejść przez gardło.

          - Jutro dostanie pani wypis – powiedział smętnie i odszedł.

           

          czwartek

          Całą noc myślałam o Władku. To było bardzo miłe z jego strony. Cały czas miałam wrażenie, że wcale nie umarł, chciałam jeszcze go poszukać. Postanowiłam pójść do Izy i porozmawiać o moich przeczuciach.

          Gdy zadzwoniłam do jej drzwi, otworzył mi Władek:

          - Co ty tu robisz?! - krzyknęłam zdziwiona.

          - To nie tak, jak myślisz...

          - Nie wiesz, co ja myślę! Powiedziano mi, że nie żyjesz!

          - No, bo... Słuchaj, to było ustawione.

          - Władziu, rozpakowałeś już swoje rzeczy?! - z wnętrza mieszkania dobiegł głos Izy.

          - O co tutaj chodzi?! - wykrztusiłam.

          - Gdy odwiozłem cię do szpitala, przyjechała po mnie Iza. - zaczął się tłumaczyć Władek.

          - Kochanie... - zaczęła Iza, wchodząc do przedpokoju.  - Co ty tutaj robisz? - spytała na mój widok.

          - Iza..., co Władek robi u ciebie?!

          - O, wy się znacie? - spytała Iza. Teraz dotarło do mnie, że ma na sobie  suknię ślubną.

          - Ja... my... - przed oczami zaczęły mi latać czarne plamy.

          Tego było już za wiele, uciekłam. Gdy już byłam przy bramie, usłyszałam głośne krzyki dobiegające z ich balkonu. Po chwili suknia Izy wylądowała obok mnie cała w strzępach.

           

          piątek

          Tej nocy się nie wyspałam. Znowu. Wybiegłam z domu, nie zjadając śniadania. Poleciałam do najbliższego sklepu i kupiłam ostry kawałek bambusa. Potrzebowałam go do zabicia Izy, tak, jak ona zabiła moją siostrę. To dlatego w poniedziałek stałam pod komisariatem. Zresztą za Władka też jej się należało. Po wyjściu ze sklepu postanowiłam polecieć na grób siostry. Po drodze spotkałam doktora. Zatrzymałam go i powiedziałam:

          - Aż oczy mnie szczypią na pana widok.

          - Dlaczego? O co pani lata?

          - Lata mi o to, że skłamałeś!

          - Och, już tak nie dramatyzuj – doktor także porzucił grzeczność.

          - Jak mogłeś powiedzieć, że Władysław nie żyje? - odruchowo sięgnęłam po bambus.

          Musnęłam nim tylko głowę doktora. Zobaczyłam błękitną krew, okazał się księciem. Przynajmniej tak wtedy myślałam.

          - Myślisz, że dlaczego zataiłem przed tobą prawdę? - wysyczał z uśmiechem na twarzy.

          - Kim ty jesteś, wężu?

          - Jaki wężu, jestem lamorożcem! - po tych słowach mnie zamurowało.

          Obudziłam się na szczęście w swoim domu. Mimo że wiedziałam, iż to był tylko sen, postanowiłam polecieć do Izy i to sprawdzić. Zanim jednak wyruszyłam, spojrzałam na zegar, który pokazywał 6.38. Coś przyciągnęło moją uwagę. Obok mojego łóżka ktoś stał. Duch mojej siostry? Przypomniałam sobie, że o tej godzinie ją zabito. Nie mogłam uwierzyć. Próbowałam porzucić jednak te upiorne myśli. Nagle poczułam chłód na plecach i usłyszałam:

          - Pluuuujka...

          Podeszłam do zjawy i machnęłam ręką, żeby rozwiać tę mgłę. Bez skutku... I wtedy duch złapał mnie za czułki.

          - Poznajesz mnie?

          - Anastazja?... Co... jak... ty żyjesz?

          - Nie.

          - Jezu...

          - Przyszłam tu tylko po to, aby zemścić się na Izabeli – potarła złowrogo przednie odnóża. - Ona zniszczyła mi najpiękniejsze dni życia.

          - Ale jak chcesz to zrobić? - zainteresowałam się.

          - Opętam jej najbliższych i będę nawiedzać jej dom... ale nie pójdziesz do egzorcysty, prawda?

          - A kto to jest egzorcysta?

          - Właśnie nie wiem, chciałam cię tylko sprawdzić.

          - Nie ma sprawy – starałam się użyć obojętnego tonu. - Tęskniłam za tobą.

          - Skończmy tę gadkę-szmatkę, biorę się do roboty.

          - Dobra, ale pierwszy będzie Władek.

          - Władek, czy to ten model z telewizji?

          - No, na modela to on mi nie wygląda – zadrwiłam.

          Sądząc po odgłosie, Anastazja parsknęła śmiechem.

          - To co mam mu zrobić?

          - Porwij go, zwiąż i młotkiem zatłucz. Nienawidzę go.

          Minęła godzina, odkąd Anastazja wyruszyła, by pomścić moją krzywdę. Zaczęłam się niepokoić, bo dla muchy to trochę długo. W tym momencie usłyszałam dzwonek telefonu.

          - Halo?

          - Wyjdź przed dom... natychmiast! - to był on.

          - Dobra, nie krzycz – powiedziałam, odkładając słuchawkę.

          Wyjrzałam przez okno, a tam... Nie, to nie może być prawda! Nie mogłam w to uwierzyć! Postanowiłam jednak zmierzyć się z tym czymś i wyszłam z domu. Było przykryte czarną płachtą i miało z dziesięć centymetrów. Nagle zrzuciło z siebie płachtę i ujrzałam... Władka.

          - Spotkało mnie coś strasznego, pomóż mi – wyszlochał.

          - Oszalałeś?! Po tym wszystkim?

          - Nie.

          - Myślisz, że po twoich kłamstwach ci pomogę?!

          - Tak, będziesz musiała – nie przestawał płakać.

          - Niby czemu?

          - No, bo wiesz...

          - Śmiało, mów.

          - Ja ci to wszystko wybaczę, ale daj mi jeszcze jedną szansę.

          - Ty mi wybaczysz?! Swoją szansę zresztą już zmarnowałeś – wycedziłam ze złością.

          - Proszę, zacznijmy wszystko od nowa, jesteś dla mnie najważniejsza – po tych słowach wyciągnął spod płachty olbrzymią czarną walizkę.

          - Co w niej jest?  - zaniepokoiłam się.

          - Dowiesz się w swoim czasie.

          - Porozmawiamy dopiero, gdy mi wszystko wytłumaczysz.

          - Dlaczego ja mam się tłumaczyć, przecież to ty zawiniłaś – spojrzał na mnie jakoś spokojnie.

          - Weź, co ty wygadujesz?!

          - Właściwie nie wiem – znowu zalał się łzami.

          - Ty to jakiś psychiczny jesteś! – wyciągnęłam chusteczki.

          Władek nic już nie powiedział, tylko otworzył walizkę.

          - Twój żywot niedługo się kończy, więc chciałem ci to dać.

          - Co to jest?

          Podał mi fiolkę z różową substancją i napisem: "Eliksir życia" oraz... pierścionek zaręczynowy.

          - Co mam z tym zrobić, z tym eliksirem? - zadałam retoryczne pytanie.

          - No jak to, wziąć i wypić.

          - Skąd mam wiedzieć, że nie chcesz się zemścić i mnie otruć?

          - Wypij, a wszystko zrozumiesz.

          - No... dobra – zgodziłam się.

          Łyknęłam zdrowo.

          - O, Jezu! - Władek spojrzał na mnie przerażony...